PL EN
Czy architektura jest istotna?

Co?
debata o architekturze – w ramach Dolnośląskiego Festiwalu Architektury organizowanego przez Stowarzyszenie Architektów Polskich /o Wrocław

Kiedy?
05.10 środa 18.00 

Gdzie?
Beautiful Tube, MWW Muzeum Współczesne Wrocław (pl. Strzegomski 2a)

Kto?
Bogna Świątkowska – uczestniczka dyskusji – animatorka kultury, dziennikarka, założycielka i szefowa ‘Fundacji Nowej Kultury Bęc Zmiana’ z Warszawy, organizatorka wydarzeń kulturalnych w przestrzeni miasta i nie tylko, wydawca książek i ‘notesu.na.6.tygodni’ (www.funbec.eu)

Bartek Nawrocki – uczestnik dyskusji – architekt, współzałożyciel pracowni ‘jojko+nawrocki architekci’ z Katowic, współautor najlepszego budynku województwa śląskiego w roku 2011, reprezentant Polski na wystawie najbardziej obiecujących młodych pracowni na ostatnim Biennale Architektury w Wenecji (www.jna.com.pl)

Zbyszek Maćków – uczestnik dyskusji – architekt, założyciel pracowni ‘Maćków Pracownia Projektowa’, współautor wielu ważnych, nominowanych na najważniejszych nagród architektonicznych w świecie budynków we Wrocławiu i nie tylko, prezes Dolnośląskiej Okręgowej Izby Architektów (www.mackow.pl)

Roman Rutkowski – moderator dyskusji – architekt i krytyk architektury, założyciel pracowni „Roman Rutkowski Architekci’, wykładowca na wydziałach architektury we Wrocławiu i Bratysławie, niezależny ekspert nagrody Miesa van der Rohe (www.rr-a.pl)

O co chodzi?
Całkiem niedawno Organizacja Narodów Zjednoczonych wydała oficjalny komunikat, że w tej chwili, u progu XXI wieku, ponad połowa ludności świata żyje w miastach. Jednocześnie dodała, że fakt ten jest tylko fragmentem długofalowego i dającego do myślenia procesu: o ile jeszcze 100 lat temu w miastach mieszkało raptem 10% światowej populacji, tak już przed rokiem 2050 odsetek ten sięgnie 75%, z czego znaczną część stanowić będą liczące ponad 20 mln mieszkańców metropolie rozwijających się krajów Azji, Ameryki Południowej i Afryki. Czy my, architekci i urbaniści – jak by nie było ludzie zajmujący się miejską przestrzenią – możemy koło tego procesu przejść obojętnie? Czy mamy na ten proces w tej chwili jakikolwiek wpływ? Czy taki wpływ mieliśmy w przeszłości? Czy możemy mieć w przyszłości?

Odbywająca się w 2006 roku 10. Międzynarodowa Wystawa Architektury w Wenecji oparta została właśnie na raporcie ONZ. Jej temat Miasta, Architektura i Społeczeństwo wygenerował wystawę zupełnie inną niż poprzednie. Richard Burdett – główny kurator wystawy, brytyjski urbanista służący swoją radą w podejmowaniu decyzji tak ważnym europejskim metropoliom jak Londyn i Barcelona – nie podszedł do biennale w sposób podobny do poprzednich kuratorów. Nie wymyślił dobrze brzmiącego tematu tylko po to, żeby zgrabnym i wypełnionym mądrymi słowami tekstem wprowadzającym przejść do banalnej prezentacji kilkuset oryginalnych formalnie, wręcz kapryśnych projektów pochodzących z najbardziej znanych pracowni najbardziej cywilizowanych krajów świata. Biorąc sobie głęboko do serca przytoczony powyżej raport ONZ i postanawiając rozwinąć go w sposób najlepszy z możliwych, pozostał konsekwentny do samego końca. Celem 10. Międzynarodowej Wystawy Architektury – napisał Brytyjczyk we wstępie do katalogu biennale – jest zarówno ogólnie rozumiana informacja, jak i sprowokowanie debaty na temat sposobów, jakimi kształtujemy przyszłość społeczności miejskich dokładnie w momencie, w którym miasta osiągnęły taką masę krytyczną. Wystawa jest próbą ponownego związania fizycznej struktury miast – ich budynków, przestrzeni i ulic, które oczywiście najbardziej interesują architektów i urbanistów – z socjalnymi, kulturowymi i ekonomicznymi aspektami istnienia urbanistycznego. Dla Burdetta architektura została zbyt mocno odizolowana od debaty multidyscyplinarnej, zaś dzięki wprowadzeniu codziennego życia miast całego świata w przestrzeń Wenecji [...] 10. Międzynarodowa Wystawa Architektury powinna stać się znaczącą próbą odpowiedzi na jedno z najważniejszych społecznie pytań postawionych przed ludzkością w XXI wieku. 

Podobno architektura jest sztuką, która organizuje otaczającą nas przestrzeń. Podobno istnieje odwieczny podział między budownictwem i architekturą, której w porównaniu do budownictwa jest zdecydowanie mniej. Na 10. Międzynarodowej Wystawie Architektury w Wenecji architektury – tej, którą promują drukowane na błyszczącym papierze architektoniczne miesięczniki i duże, wypełnione pięknymi zdjęciami wydawnictwa książkowe – właściwie nie było w ogóle. Kolosalna masa budowlana tworząca wszystkie prezentowane na wystawie miasta ani nie była sztuką, ani też – co jest o wiele bardziej istotne – nie organizowała przestrzeni w znaczeniu, którego jesteśmy uczeni w architektonicznych szkołach całego świata. Zamiast architektury i jej zadbanego, pracującego dla miasta otoczenia na wystawowych planszach można było zobaczyć dużo miernej jakości budynków, liczne przykłady anonimowej i często zdewastowanej przestrzeni, mnóstwo spontanicznych działań samych użytkowników nijak mających się do intencji architekta – jeżeli w ogóle takowe się pojawiły. Z trzech witruwiuszowskich fundamentów twórczości architektonicznej w Wenecji pozostała wyłącznie różnie rozumiana użyteczność, zaś piękno i trwałość zostały wyeliminowane. Zabrakło harmonii, idei i rozsądnego gospodarowania przestrzenią, była za to praktyczność, ekonomiczność i nieustanne dostosowywanie się do potrzeby chwili. Po prostu samo życie.

10. Międzynarodowa Wystawa Architektury była pesymistyczną, wręcz defensywną próbą podsumowania tego, co się obecnie dzieje na całym globie. Burdett jako puentę pokazał kilka projektów urbanistycznych, które współczesne miasto miałyby zmienić na lepsze. Choć robione często przez znanych – dzięki radykalności estetycznej i znakomitym umiejętnościom medialnym – architektów, w pokazanej w Wenecji całej masie ogromnych liczb i zwyżkujących wykresów wydały się one małymi i bardzo rozpaczliwymi próbami uratowania tego, czego uratować się już raczej nie uda. Na przełomie wieków Brytyjczyk udowodnił, że nikt już nie jest w stanie zaprojektować miasta i że poza centrami ważnych miast europejskich nigdzie nie istnieje kontrola przestrzeni i estetyki. Prawie sto lat po czasach demiurgicznych modernistów chcących wszystko zaprojektować i zaprogramować do końca, Burdett pokazał, że tak naprawdę nam – architektom i urbanistom – pozostała tylko pokorna analiza tego, co tworzy się niejako samo. Kilkadziesiąt lat po czasach bezmyślnych historyzujących postmodernistów twierdzących, że miasto składa się wyłącznie z pięknych elewacji, Brytyjczyk udowodnił, że obszar ten to tak naprawdę pole walki ogromnych sił nie estetycznych, ale ekonomicznych, społecznych i politycznych. Pół wieku od powstania hipermodernistycznych utopii chcących zmienić cały świat, główny kurator weneckiego biennale stwierdził, że skala naszych działań musi zostać ograniczona do interwencji małych, często nawet czasowych, często też nie satysfakcjonujących nas jako adwokatów architektonicznego piękna.

Według Richarda Burdetta nasze miasta nie muszą być piękne. Nasze miasta po prostu muszą być żywe i aktywne, stymulujące, tworzące ramy dla godnego i dalekiego od bierności życia mieszkańców. Miasta pozostają ośrodkami zmian i innowacji – konkludował w ostatnim pomieszczeniu ekspozycji. Ich ogromna skala, nieustający wzrost i społeczna mieszanina niekoniecznie są wyzwaniami, ale raczej doskonałą okazją dla projektantów, rządzących i mieszkańców do wspólnej pracy nad wzmocnieniem relacji między zbudowaną miejską masą a codziennością doświadczeń. I jeszcze dodawał: O ile postawione zadania są uniwersalne, tak rozwiązania muszą być lokalne. Pięć głównych wniosków Burdetta wypełniło ostatnią przestrzeń weneckiej wystawy, już nie czarnej jak wszystkie inne sale Arsenału, ale radośnie seledynowej. Architektura i włączenie było zachętą do budowania programów pacyfikujących patologie i otwierających nowe możliwości przede wszystkim przed młodymi mieszkańcami miast. Transport i sprawiedliwość społeczna stanowiło wskazówkę, by likwidować fizyczny dystans w dużych metropoliach, wyrównując w ten sposób szanse dostępu do miejskiej oferty. Miasta jako modele zrównoważonego rozwoju było wołaniem o rozważne gospodarowanie zasobami i odpadami. Przestrzeń publiczna i tolerancja – prośbą o szacunek dla odmienności i staranność w organizowaniu życia publicznego. Zaś Miasta i dobre zarządzanie – oczywistą konstatacją, że bez dobrej polityki z najlepszych nawet chęci nic po prostu nie wyjdzie.

Pytania zatem są proste i nieustająco aktualne:
1. Czy w ogóle jesteśmy w stanie kontrolować rozwój i przeobrażanie się współczesnych miast?
2. Jeżeli jesteśmy, to właściwie kto miałby to robić? Czy architekt ma do tego wystarczającą wiedzę? I czy ma odpowiednią moc? 
3. Czy w ogóle to, co robi architekt, ma jakiekolwiek znaczenie?

arch. Roman Rutkowski